środa, 24 grudnia 2014

Coś o Świętach

Niektórym Święta Bożego Narodzenia kojarzą się przystrajaniem choinki i kolacją jedzoną razem z rodziną. Dla innych to kolejny maraton "Kevina" lub słynne ciężarówki Coca Coli. Da jednych liczy się czas spędzony z bliskimi, a dla drugich wyszukane prezenty. Jednak każdemu Święta kojarzą się  z czasem radości i szczęścia. Jemu jednak od śmierci matki nie kojarzyły się z niczym dobrym. Sześć lat temu jego rodzice się rozwiedli, a on został z matką którą wkrótce wyszła za innego mężczyznę. Trzy lata później kobieta się powiesiła, a dla jej syna rozpoczęło się piekło...
Mężczyzna który miał się opiekować nastolatkiem popadł w alkoholizm i odizolował chłopaka od jego biologicznego ojca. Trzynastolatek był codziennie bity i poniżany zarówno przez ojczyma jak i rówieśników. Mimo, że z dnia na dzień było gorzej chłopak nikomu się nie skarżył. Jedna z nauczycielek z jego gimnazjum kiedyś spostrzegła, że coś jest nie tak i zaczęła szperać. Jak tylko ojczym nastolatka się ot tym dowiedział myśląc, że dzieciak coś wyjawił ciężko go pobił i pod duszonego zamknął w piwnicy. To zdarzenie sprawiło, że chłopak bał się komukolwiek poskarżyć. Nastolatek żył tak z nadzieją, że jak pójdzie do szkoły średniej to chociaż koledzy przestaną się na nim wyżywać. Chłopak ostatecznie ukończył gimnazjum i  w brew woli ojczyma który chciał by ten poszedł do pracy zapisał się do Zespołu Szkół Handlowych w Bydgoszczy jako Technik Organizacji Reklamy. I poszedł do nowej szkoły, ale nie było lepiej. Rolę kolegów przejął ojczym nakłaniający siłą chłopaka do zrezygnowania z nauki. Szesnastolatek uczył się najlepiej jat tylko mógł, ale ostatecznie coś w nim pękło...
Było to kilka dni przed świętami:
Nastolatek po kilku próbach samobójczych siedział w koncie patrząc jak jego opiekun oglądając telewizje opróżnia kolejne butelki alkoholu. Jedna z nich roztrzaskała się tuż obok głowy przestraszonego chłopaka gdy mężczyźnie skończyło się trunek.
- Przydaj się na coś gnoju i przynieś mi następne piwo.
- Nie ma więcej- chłopak starał się uniknąć wzroku wściekłego ojczyma.
- No to idź po nie! Durny bachorze!- mężczyzna uderzył nastolatka. Chłopka szybko się podniósł i bez słowa wybiegł biorąc po drodze pieniądze i kurtkę. Nie miał jednak zamiaru iść ojczymowi po piwo. Poszedł do jeszcze otwartej biblioteki gdzie pierwszy raz od dawna wszedł na internet  i odszukał Facebook-a swojego biologicznego ojca. Sprawdził tylko jego miejsce zamieszkania i mimo, że nie znał dokładnego adresu wsiadł do najbliższego autobusu jadącego do Żnina. Nastolatek zajął miejsce na samym końcu i wymęczony osunął się w ramiona snu.
~~~~~~~~~~~~
- Ej, wstawaj- kierowca autobusu potrząsnął śpiącym chłopakiem.
- Gdzie ja jestem?-jeszcze w pół śpiący nastolatek rozejrzał się nieprzytomnym wzrokiem.
- W Żninie. Zasnąłeś w autobusie. Jeszcze trochę i bym cię tu zamknął.
- Przepraszam- zmieszany chłopak szybko wstał i wyszedł z autobusu. Poszedł jakąś boczną ulicą, aż ostatecznie trafił na most gdzie przystanął. Nie wiedział co ma dalej zrobić. Było ciemno i zimno, a on nie miał nawet ciepłej kurtki. Po prostu stał i wpatrywał się w wodę. Miał wszystkiego dosyć.
- Co ja sobie myślałem? Że ucieknę od ojczyma i wszystko się nagle ułoży?- pytał siebie i już chciał skoczyć, ale usłyszał swoje imię.
- Robert?
- Tata?- zaskoczony chłopak spojrzał na stojącego nieopodal mężczyznę.
- Tak się martwiłem- ojciec złapał syna za ramiona- Twój ojczym dzwonił. Powiedział: " Wiem, ze masz tego bachora" i coś, że mam cię mu oddać bo popamiętam. Nie mogłem się z nim dogadać. Od razu poszedłem cię szukać. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo się o ciebie martwiłem.
- Tato...- nastolatek miał łzy w oczach.
- On ci to zrobił?
Robert kiwnął głową.
- Tato... Ja nie chcę tam wracać.
- I nie wrócisz-zapewnił go ojciec.

Może jednak te Święta będą szczęśliwe?

piątek, 28 listopada 2014

"podobno nie wierzysz w marzenia, ale się nie podajesz w tej sprawie ;)"

Nie wierzę w coś co po prostu jest niemożliwe, nie wiem o jaką sprawę ci chodzi, ale poddaje się, może ci się wydawać, ale jakoś próbuję nie pokazywać tego bólu, który doświadczam przy próbach spełniania marzeń, jedno marzenie tak przecierpiałam więc dotrwam do końca, ale inne, na inne nie mam siły, mimo wszystko jestem zbyt słaba, tylko udaję wesołą, silną, nie przejmująca się innymi, tak na prawdę jestem wrażliwa i z wieloma rzeczami nie daję sb po prostu rady." Marzenia się nie spełniają o ile do nich nie dążysz", lecz dla mnie wymagają zbyt wielkiego bólu, a ten ból psychiczny jest większy od tego fizycznego, który przeżywam. Są marzenia, których nie spełnię między innymi przez mój wygląd i to jaka jestem, więc marzenia zawsze pozostają tylko marzeniami...

                                                                      ( źródło: internet.)

poniedziałek, 24 listopada 2014

Czym jest strach ?

Każdy strach był inny, nie do opisania, mniejszy, większy, to nie ma znaczenia, ale był,
jest, trwa, są rzeczy, których nigdy nie przestanę się bać i nie są to wymyślone potwory, duchy
w większości ten strach tworzą ludzie...

Bałeś/bałaś się czegoś w swoim życiu? Jeśli tak, to opiszesz ten strach?
Nie wiem, czy strach powstał z wyolbrzymienia
Nie wiem, czy to jest tylko nasze wyobrażenie
Nie wiem czy jest stworzony przez ludzi
Nie wiem czy jest stworzony przed ludźmi
Ale wiem jedno
Jest.
*
*
Większość ludzi boi się samotności
 Boi się o drugiego człowieka
Boi się o to że nie da rady
Boi się że będzie sam
a ja ?
Ja boję się tego, że nikt nie zaakceptuje mnie
Tego że mnie nie zrozumie
Czy to też znaczy " strach przed samotnością ? " 
:
Strach,
Największy strach
to strach 
przed niezrozumieniem
:
:
Alicja w Krainie Rzeczywistości
Rozdział I
świat pełen gniewu

Za górami, za lasami żyła sobie pewna dziewczynka... tylko że ta opowieść nie zaczyna się szczęśliwie, ani tak się nie kończy.
Nella siedziała w kącie małego pokoju zwinięta w kłębek.
Ta czarnowłosa dziewczynka różniła się od swoich rówieśniczek.
Siedziała wśród szarości czterech ścian. Czy ja coś znaczę? Czy ten świat coś znaczy? Czy on istnieje, czy to tylko sen?
Do pokoju wolnym krokiem weszła jej mama. 
- Nelko dziś twoje 13 urodziny w nagrodę pójdziemy ci kupić jakieś nowe ubrania w centrum handlowym- dziewczynka spojrzała na zawsze uśmiechniętą mamę
– No .. dobrze.- Dzień zwykły, dzień, spokojny, a jednak zawszę uśmiech na twarzy jest tylko kłamstwem.-Wyszły z pokoju, Przebrała się w czarną spódniczkę i podartą skórzaną kurtkę, a pod nią bluzkę z czerwonymi wzorami, na nogach miała założone glany. Wolnym krokiem wyszła z pokoju. Była wiosna. Dlaczego ten świat jest taki radosny? Czy on zawsze się ciesz z tego zła, którym jest obarczony? Szły wolnym krokiem, przeszły obok rozkwitniętego parku i zobaczyła centrum handlowe, które stał w płomieniach. Miał srebrny kolor i parę wielkich drzwi, a w nich widziała ludzi- skaczących przez okna.
-Nelko dlaczego się zatrzymałaś?- zapytała jej mama
- Ale ja nie chcę tam iść...-odpowiedziała dziewczynka
- Daj spokój przecież lubisz tam chodzić- mama kontynuowała z zdziwieniem
- Nie chcę!- krzyknęła i pobiegła w kierunku ciemnego parku. Kobieta zaczęła biec za nią.– Nelciu stój !!- nie zdążyła jej dogonić. 
Może to tylko drwina, drwina świata... Bo on nie przejmuję się tym, ze ludzie giną, bo to piękny słoneczny dzień... To nie ma sensu... Świat nie ma sensu. 
Po chwili dziewczynka szła wolniej, przechodziła przez park,było tam ciemno drzewa wyglądały jakby chciały zacząć tańczyć przy melodii wiatru wiejącego lekko, szła zamyślona myślała jednocześnie o wszystkim i o niczym... miała mętlik w głowie. Po co ona mnie śledzi, po co ona o mnie dba, przecież i tak to wszystko się skończy tego nie będzie.. mnie nie będzie. A dlaczego ja mam uciekać, albo nie dlaczego oni mnie więżą? Nie nie oni mnie więżą, świat mnie więzi. Podążając z tymi myślami szła przez ciemny las. Nagle spotkała chłopaka o czarnych dość długich włosami, był wysoki jak na swój wiek, ale strasznie szczupły. Miał na sobie czerwoną poszarpana bluzkę i czerwono czarne spodnie, a buty długie o czarnym i czerwonym kolorze.
-Hej ty!- chłopak wskazał ją palcem– Chodź tutaj! Nella niepewnie, ale podeszła do tajemniczego chłopaka
- Kim ty jesteś?- zapytała
– Musisz uciekać! Niedługo znów cię tam zamkną.- Dziewczynka spoglądnęła się za siebie w pośpiechu wymamrotała–  Cześć!- i znów ruszyła przed siebie w kierunku starej opuszczonej kamienicy.
Nella ukryła się w starej kamienicy dokąd zawsze uciekała. Czy świat naprawdę nie ma kolorów, czy dobro już tu nie istnieje? Czy to tylko sen? Albo wielkie więzienie? Dotarła do kamienicy, a tam powitała ją serdecznie staruszka: niska trochę przygarbiona, ale zawsze uśmiechnięta.
-Dzień dobry słoneczko! Oh, już się martwiłam. Nie możesz wychodzić z domu na tak długo- powiedziała stawiając przed nią gar gorącej pomidorówki. Nella usiadła przy stole.
-Przepraszam.- powiedziała ze smutkiem- Już nie będę.
-No już nie smuć się tylko jedz póki gorące!- Dziewczynka zjadła talerz zupy i poszła się położyć w pokoju, nie był piękny, ale już się przyzwyczaiła do niego ponieważ bywała tam często.
W nocy Nella poszła do lasu gdzie zawszę spotykała swoich znajomych. Wiedziała, że nie może spotykać się z nimi w dzień. Gdy weszła do ciemnego lasu zza krzaków usłyszała wołanie.
- O! Nella wreszcie wróciłaś martwiliśmy się, że coś ci się stało.- Zza krzaków wyszła dziewczynka o długich białych włosach długości podobnej do włosów nastolatki
-Ja też się za tobą stęskniłam– odpowiedziała czarnowłosa Dziewczynka miała na sobie szpitalną sukienkę trochę okrwawioną co nie przeszkadzało Nelli. Co u ciebie?- zapytała Nella.
-Ostatnio widziałam jak zawala się centrum handlowe.
- Ja też, właśnie szłam tam z tą panią gdy to się stało, nie wiem dlaczego ona tego nie zauważyła – odpowiedziała Nella.
-Czasem zapominasz, że ona jest chora.... przecież inaczej by cię ciągle nie szukała!
-Ona jest jakaś dziwna
- Przed chwilą od niej uciekłam- odpowiedziała Nella swojej koleżance
-Właśnie i potem dziwić się, Przez to myśli, że jesteś jej córką- powiedziała dziewczynka
 -Słyszysz to?- Zapytała Nell
- Chyba, ktoś płaczę- po chwili zastanowienia poszły sprawdzić co to był za odgłos. To była dziewczynka
 - Co się stało?
 - Zgubiłam się- powiedziała i jeszcze mocniej zaczęła płakać.
 -Zaraz poszukamy twojej mamy- wyszły z lasu trzymając dziewczynkę za rączkę.
O patrz tam stoi-to nie była mama dziewczynki tylko stojąca policja wraz z mamą Nelli
- Córeczko kochanie tak się martwiłam- Gdy Nella odwróciła się aby sprawdzić gdzie podziała się dziewczynka i jej przyjaciółka zobaczyła za sobą tylko las... ciemny, z wysokimi drzewami, budzący grozę, strach; dziewczynek nie było. -Nelciu chodź muszę zawieść cię do szpitala -Dziewczynka próbowała się wyrwać z jej objęć, ale straciła przytomność w pewnym momencie. Po jakimś czasie Nella obudziła się w szpitalu. Oh Nelciu tak się martwiłam, co ty wyprawiasz?- zapytała jej " Mama".                                                                
-Nic nie robię po prostu co chwilę chcesz żebym tu siedziała nie mogę wrócić do prawdziwego domu. Kim ty w ogóle jesteś?- zapytała Nella  kobietę                                                   
- Ja jestem twoją mamą.                                                     
- Jasne- wstała z łóżka i podeszła do okna. Świat, może my tylko sobie go wyobrażamy ? Może każdy widzi go innym? Ale ja widzę go złym. Może on jest zły ? Może to tylko sen? Ale czym jest sen. czymś nierzeczywistym który widzimy w rzeczywistości. Czy to jest rzeczywistość ? Na drugi dzień Nella nadal walczyła o powrót do domu. Czy Rzeczywiście coś ze mną nie tak? Rzeczywistość.. coś prawdziwego.. jak coś ma być prawdziwe , a coś wymyślone, przecież wszystko o czym myślimy i co widzimy jest prawdziwe.. przecież każda ta rzecz jest tu my ją widzimy może nie czujemy, ale wiemy, ze jest. Po jakimś czasie Nella wracała do domu, lecz potem znów jechała do szpitala. Hmm wolę być tu niż chodzić tam do tamtej szkoły.
Ale właśnie był ranek, właśnie miała przygotowane lekcje, właśnie jadła śniadanie , właśnie szła do szkoły. W tym czasie zmieniała się jeszcze bardziej. W szkole było ciepło lecz ona zawsze czuła chłód gdy do niej wchodziła.
Ej patrzcie inna idzie- zawołał chłopiec.                  
- hahahaha i co psycholko, znowu tutaj? - zapytała ją „najfajniejsza„ dziewczyna z klasy ,lecz ona nie zwraca na nią uwagi. Położyła plecak pod ławkę i usiadła z notesem w ręku. Przybiegły do niej trzy dziewczyny ubranie ''modnie'' jak one mówią : „stylowo”.                                                                    
- O Nella dawno cię nie widziałyśmy jak się czujesz brzydalcu? Z główką coś nie tak? - powiedziała jedna dziewczyna stojąca przed nimi miała na imię … hmm właśnie jak ona miała.. w sumie nie ważne...Ona nie była najgorsza było wiele innych gorszych dziewczyn ,a szczególnie chłopaków . Szkoła mimo wszystko nie jest tak dobra jak ją wszędzie przedstawiają , lecz dla Nelli nie była zła z tego powodu uczenia się czy niewyspania , lecz osób które w niej są. Inne dzieci nie lubiły szkoły bo musiały się uczyć lecz ona nie. Nikt jej nie lubił bo była inna. Dlaczego ?,bo nie chciała być tak sztuczna ,a oni ją zniszczyli. Była tajemniczą dziewczyną nie lubiła z nimi rozmawiać,nie była jak inne dziewczyny w jej wieku. Zaczęły się lekcje. Choć była inna , nie była zła uczennicą dobrze się uczyła. pierwsza lekcja- Polski ,a każda przerwa taka sama . Siedziała gdzieś osamotniona , a każdy kąt szkoły wydawał się jej być szary , choć szkoła jak od środka ,tak i na zewnątrz ,była pomalowana na wesołe kolory ...codziennie w szkole czuła to samo ,a gdy na przerwie nie siedziała sama to była wyśmiewana ,lub obmawiana,choć tego nikt „nie widział”.  Inna . Czy każdy człowiek nie jest inny, czy inny znaczy zły? Bo ludzie chyba chcą być tylko swoimi klonami.. nic więcej... Gdy skończyła szkołę podjechał pod szkołę czarny samochód do którego wsiadła, była to jej mama zawiozła ją prosto do szpitala. Dziewczyna siedziała przytulając głowę do szyby i myśląc: Ten świat, jakkolwiek go nazwać nie jest ani dobry ani zły, w tym świecie są złe osoby nie on jest zły, albo są dobre osoby tylko gdzie one są? Były już na miejscu. Nella wysiadła,wolnym krokiem poszła w stronę bramy, weszła do „ swojego” pokoju. Rozłożyła swoje rzeczy i zaczęła czytać. Po chwili w rogu pokoju zauważyła białego królika zdecydowała się pobiec za nim , nagle znalazła się w innym pomieszczeniu w którym zaczęła pod nią załamywać się podłoga. I spadała a rzeczy wokół niej fruwały. Książki obrazy ubrania, wszystko. Po jakimś czasie znalazła się w zwykłym pokoju. Spadam..całe życie to jeden wielki upadek .. coraz głębszy.. na jego końcu czeka śmierć, może to dopiero początek dobra, lub coś gorszego, a może odpoczynek dla nas... Spadam, coraz niżej, czy dostanę kiedyś chwilę wytchnienia w upadku ?
Nella wpadła do dość małej sali - Gdzie ja jestem? - zapytała i rozniosło się echo po całym pokoju w kącie sali zauważyła coś co rozpoznała to była jej mama, albo jak ona ją nazywa „pani”
Idź sobie! - krzyczała. Wokół niej pojawiły się różne wspomnienia. Nagle w kącie ujrzała białego kota. Nella patrzyła nie zdając sobie sprawy gdzie się znalazła nagle coś,jakby magia przeniosło ją na piękną polanę usianą kwiatami. Kot zmienił się tam w czarno – szarego strasznie kościstego i zmęczonego kota , mimo to miał zawsze szeroki uśmiech: - Alicjo gdzie podziała się jest twoja piękna kraina czarów ? Musisz ją uratować ...Nella krzyknęła : Ja nie jestem żadną Alicją !! z kimś mnie mylisz dodała już uciszonym głosem.
- Może twe imię brzmi inaczej ,lecz sprawdź w swoim sercu .- Mówiąc to odszedł spokojnym krokiem, a wokół Nelli pojawił się śluz ,a raczej ropa ,po prostu czarna maź ,kwiaty wokół niej zwiędły i cała polana zmieniła się w całkiem inny świat niż do tej pory był ,to był świat rzeczywistości ,ale raczej tej ,która jest często skrywana...

 ( P.S Za wszelkie błędy przepraszam, mogłam coś przeoczyć, a opowiadanie było pisane dość dawno. )

sobota, 22 listopada 2014

Filozoficzne rozważania Irs- Śmierć

Gdy słyszę słowo śmierć od razu widzę postać w czarnym płaszczu z kosą w jednej ręce a latarnią w drugiej, ale wiem, ze jest to jedynie personifikacja "stanu" w jaki kiedyś wejdzie każdy z nas. Stanu "przejścia" z jednego świata do drugiego. Ludzie na daremnie próbują wyróżnić różne rodzaje śmierci. Śmierć kliniczna, naturalna, samobójstwo... nie ma czegoś takiego. Śmierć jest jedna, nie zmienna, taka sama dla każdego z nas. Śmierć jest stanem kiedy nasze ciała całkowicie odmawiają posłuszeństwa, mięśnie przestają się kurczyć, serce przestaje bić, mózg przestaje pracować. Oddzielamy się od naszej cielesności równocześnie tracąc ją. Ale czy tracimy ją bezpowrotnie? Tego nie wiem. Tego nikt nie wie. Może dostajemy nowe ciało w tym świecie. Może wędrujemy do innego i tam stajemy się cieleśni? Albo zostajemy pozbawieni ciała już na zawsze stając się niematerialnymi duchami? Może wędrujemy do świata gdzie to dusza jest cielesna, a ciało nie? A może każda z tych opcji występuje z kilkoma innymi? Albo to co się z nami stanie zależy od nas samych? Od tego jak żyliśmy? Albo naszej decyzji tuż po śmierci? A może nasze dusze tak samo jak ciała ulegają samounicestwieniu? Albo znikają od razu? Nie wiadomo. Ale na pewno każdy z nas pozna kiedyś odpowiedź na pytanie " Co jest po śmierci?" jednak nie będzie mógł dać odpowiedzi tym którzy jeszcze jej nie znają. Więc lepiej po prostu żyć i nie głowić się aż tak nad tym, i tak prędzej czy później poznamy odpowiedź na to pytanie. (Lepiej później) :)

Źródło:http://w996.wrzuta.pl/obraz/38o07gxRLde/kostucha

środa, 19 listopada 2014

Jeff The Killer

Postanowiłam was uraczyć historią którą znalazłam na tej stronce --> link
A więc nie przedłużając
Irs
Wycinek z lokalnej gazety:
NIEZNANY ZŁOWIESZCZY MORDERCA
DALEJ NA WOLNOŚCI.

Po tygodniach niewyjaśnionych zabójstw, groźny i tajemniczy morderca wciąż powiększa liczbę swoich ofiar. Znaleziono jednak młodego chłopca, który twierdzi, że przeżył atak zabójcy i odważnie opowiada swoją historię...
"Miałem zły sen i obudziłem się w środku nocy." mówi chłopiec. ,,Zauważyłem, że z jakiegoś powodu okno było otwarte, chociaż pamiętam, że zamykałem je, zanim położyłem się spać. Wstałem więc z łóżka, żeby je zamknąć ponownie. W końcu wgramoliłem się z powrotem pod kołdrę i próbowałem zasnąć. To właśnie wtedy ogarnęło mnie dziwne uczucie, jakby ktoś mnie obserwował. Otworzyłem oczy i o mało nie wyskoczyłem z łóżka. Tam, w małym strumieniu światła wpadającym spomiędzy zasłon, zobaczyłem parę oczu.
To nie były normalne oczy; te były mroczne, złowieszcze, otoczone czernią… przerażały mnie. Ale wtedy ujrzałem jego usta. Długi, straszliwy uśmiech sprawił, że wszystkie włosy stanęły mi dęba. Postać stała tam, przeszywając mnie wzrokiem. Po chwili, która zdawać by się mogła wiecznością, powiedział to... Prostą frazę, ale wypowiedzianą w sposób, na który byłoby stać tylko człowieka obłąkanego.
Powiedział "Idź spać". Zacząłem krzyczeć, na co błyskawicznie zareagował. Wyciągnął nóż i wycelował go w moje serce, wskakując na łóżko. Próbowałem walczyć; kopałem, biłem, wykręcałem się, starając się zrzucić go z siebie. Wtedy do pokoju wbiegł mój ojciec. Mężczyzna rzucił w jego stronę nożem, trafiając go w ramię. Ten szaleniec z pewnością by go wykończył, gdyby nie jeden z sąsiadów, który zaalarmował policję.
Policjanci wjechali na parking przed domem i pobiegli w stronę drzwi frontowych. Mężczyzna odwrócił się i wybiegł na korytarz. Usłyszałem trzask tłuczonego szkła. Kiedy wyszedłem ze swojego pokoju, zobaczyłem, że okno z tylnej części domu zostało rozbite. Wyjrzałem zza pozostałej po nim ramy i patrzyłem za nim, jak znika w oddali. Mogę powiedzieć wam tylko jedno, nigdy nie zapomnę jego twarzy. Te zimne, wrogie oczy i ten psychotyczny uśmiech. One nigdy nie opuszczą mojej głowy."
Policja w dalszym ciągu szuka tego mężczyzny. Jeśli zobaczysz kogokolwiek, kto pasuje do opisu w tej historii, jak najszybciej zgłoś to do najbliższej komendy policji.


Jeff i jego rodzina przeprowadzili się do innego miasta. Jego ojciec dostał premię w pracy, więc uznali, że lepiej będzie im się żyło na jednym z tych "ekstrawaganckich" osiedli. Jeff ze swoim bratem Liu nie mogli narzekać. Nowy, lepszy dom. Czego tu nie lubić? Wkrótce po tym, jak się wypakowali, zawitali do nich sąsiedzi.
"Witajcie!" powiedziała kobieta. "Jestem Barbara, mieszkam w domu po drugiej stronie ulicy. Wraz z moim synkiem chcieliśmy się z wami zapoznać.” Barbara odwróciła się i zawołała swojego syna. "Billy, to są nasi nowi sąsiedzi.". Billy przywitał się i pobiegł dalej bawić się na podwórku.
"Cóż," powiedziała mama Jeffa, "jestem Margaret, to mój mąż Peter, a to moi dwaj synowie, Jeff i Liu". Kiedy już się wszyscy przywitali, Barbara zaprosiła ich na przyjęcie urodzinowe jej syna. Jeff z bratem chcieli odmówić, jednak ich matka wyprzedziła ich, mówiąc, że bardzo chcieliby pójść. Kiedy Jeff z rodziną skończyli się rozpakowywać, Jeff poszedł do swojej matki.
"Mamo, dlaczego zgodziłaś się na to przyjęcie? Jeśli jeszcze nie zauważyłaś,  nie jestem już małym, głupim dzieckiem."
"Jeff…" rzekła jego matka, "Dopiero się wprowadziliśmy; powinniśmy pokazać, że chcemy spędzać czas z naszymi sąsiadami, więc idziemy na to przyjęcie i koniec." Jeff chciał mówić dalej, lecz przerwał, bo wiedział, że nie ma nic do gadania, gdy mama coś zadecyduje.
Wszedł po schodach do swojego pokoju, usiadł na łóżku i przez pewien czas siedział tak bezczynnie. Aż w pewnym momencie ogarnęło go dziwne uczucie. Nie był to ból, lecz po prostu... dziwne uczucie, lecz on je zignorował. Pomyślał, że to tylko dziwne uczucie. Usłyszał jak matka woła go, by wziął swoje rzeczy, więc poszedł po nie na dół.

Następnego dnia Jeff zszedł na dół, aby zjeść śniadanie i przygotować się do szkoły. Gdy jadł, znów ogarnęło go to dziwne uczucie, tylko tym razem było silniejsze i powodowało lekki ból, lecz on ponownie je zignorował. Gdy Jeff i Liu zjedli śniadanie i przygotowali się do szkoły, poszli na przystanek autobusowy. Gdy już byli na przystanku i czekali na autobus nagle jakieś dziecko na deskorolce przeskoczyło nad nimi, centymetry nad ich głowami. Obaj od razu odskoczyli. „Hej, co ty robisz?”.
Dziecko "wylądowało" i obracając się do nich, kopnęło deskorolkę tak, aby mogło ją złapać w ręce. Na oko ten dzieciak miał z 12 lat, rok młodszy od Jeffa. Ubrany był w koszulkę marki Aeropostale i podarte, niebieskie jeansy.
"No, no, no. Wygląda na to, że mamy świeże mięso.". Nagle pojawiła się dwójka dzieciaków, jeden był bardzo chudy, a drugi ogromny. "Skoro jesteście tutaj nowi, chcielibyśmy się wam przedstawić. To jest Keith.". Jeff i Liu spojrzeli na chudego dzieciaka. Miał tak głupkowatą twarz, że można by od niego oczekiwać pomocników. "A to jest Troy". Spojrzeli na grubego dzieciaka. Mowa o wannie smalcu. Ten dzieciak wyglądał jakby nigdy nie ćwiczył i chyba nie mógł kucać.
"I ja…" powiedział pierwszy dzieciak. "…jestem Randy. Skoro już się zapoznaliśmy, to wiedzcie, że dla każdego dzieciaka obowiązuje pewna cena. Chyba mnie rozumiecie?". Liu wstał gotowy do walki, ale Randy z dwoma kumplami wyciągnęli noże. "Tsk, tsk, tsk! Miałem nadzieję, że będziecie bardziej chętni do współpracy, ale widzę, że musimy użyć cięższych środków.". Randy podszedł do Liu i wyciągnął mu z kieszeni portfel. Jeffa znowu ogarnęło to dziwne uczucie, tylko że teraz było potężne, piekące. Jeff wstał, ale Liu dał mu znać, żeby usiadł, lecz Jeff to zignorował i podszedł do dzieciaka.
"Posłuchaj mały śmieciu, oddaj mojemu bratu portfel albo…!". Randy włożył portfel Liu do swojej kieszeni i wyciągnął z niej nóż.
"Oh? I co zrobisz?" powiedział Randy, po czym Jeff dał mu pstryczka w nos. Randy chciał uderzyć Jeff’a w twarz, lecz zanim to zrobił, Jeff chwycił jego pięść i połamał mu nadgarstek. Gdy Randy darł się wniebogłosy, Jeff wyrwał nóż z jego dłoni. Troy i Keith próbowali zaatakować go, lecz on był zbyt szybki. Powalił Randy'ego na ziemię. Keith prawie zaatakował go, lecz on zdążył kucnąć i wbił nóż w ramię Keith’a. Keith upuścił swój nóż i upadł na ziemię, krzycząc. Troy spróbował tego samego, lecz Jeff nawet nie potrzebował noża. Uderzył go prosto w brzuch. Troy wymiotując, osunął się na ziemię, a Liu tylko patrzył na Jeff'a z podziwem.
"Jeff, jak t-t-ty t..." tylko to Liu był w stanie wypowiedzieć. Zobaczyli, że jedzie ich autobus i wiedzieli, że obwinią ich za to wszystko, więc zaczęli biec ile sił w nogach. Kiedy biegli, odwrócili się i zauważyli, że kierowca autobusu podbiegł do Randy’ego i innych. Kiedy Jeff i Liu byli już w szkole, nie mieli zamiaru powiedzieć, co się stało. Tylko siedzieli na lekcjach i słuchali. Liu myślał, że Jeff po prostu pobił kilku dzieciaków, ale Jeff wiedział, że to było coś więcej. Coś... mrocznego. To dziwne uczucie, które ogarnęło Jeff’a, znikło, gdy kogoś krzywdził. Wiedział, że to okropnie brzmi, ale krzywdząc kogoś, czuł się taki szczęśliwy, czuł, że to uczucie odchodzi i nie czuł go już w szkole. Nawet, gdy szedł do domu blisko przystanku autobusowego i prawdopodobnie nigdy więcej nie jeździł autobusem, czuł by się szczęśliwy. Kiedy wrócili do domu, rodzice zapytali ich, jak minął dzień. Jeff odpowiedział nieco złowrogim głosem "To był piękny dzień.".
Następnego ranka Jeff usłyszał pukanie do drzwi frontowych. Gdy zszedł na dół, zobaczył dwóch policjantów stojących w drzwiach. Jego matka spojrzała na niego gniewnym wzrokiem.
"Jeff, panowie powiedzieli mi, że zaatakowałeś troje dzieci. To nawet nie była zwykła bójka, oni byli dźgani. Dźgani synu!". Wzrok Jeff'a powędrował na podłogę, pokazując matce, że to prawda.
"Mamo, ale oni pierwsi grozili nam nożami.".
"Młody człowieku," powiedział jeden z policjantów, "znaleźliśmy troje dzieci dźgniętych, a jednego z obrażeniami wewnętrznymi. Mamy świadków, że sprawca uciekł z miejsca zbrodni. Więc co masz nam do powiedzenia?". Jeff wiedział, że nie da się wybrnąć z tej sytuacji. Mógł powiedzieć, że on i Liu zostali zaatakowani, lecz nie było dowodów kto zaczął bójkę. Nie mogli powiedzieć, że uciekali, bo naprawdę tak było. Jeff nie mógł obronić ani siebie, ani Liu.
"Synu, zawołaj swojego brata." Jeff nie mógł tego zrobić od pobicia tych dzieciaków.
"Ale proszę pana, to byłem ja! To ja ich pobiłem. Liu próbował mnie odciągnąć, ale nie mógł mnie powstrzymać.". Policjanci spojrzeli na siebie i skinęli głowami.
"No, to wygląda na rok w więzieniu...".
"Czekajcie!" krzyknął Liu, trzymając w dłoni nóż. Policjanci wyciągnęli broń i wycelowali w niego.
"To byłem ja! Ja ich pobiłem, mam na to dowody!". Liu podwinął swoje rękawy, odkrywając różne zadrapania i siniaki. Wyglądały, jakby były po bójce.
"Najpierw odłóż ten nóż." powiedział jeden z policjantów. Liu rzucił nóż na ziemię, podniósł ręce do góry i podszedł do policjantów.
"Nie, Liu! Przecież to byłem ja! Ja to zrobiłem!". Po twarzy Jeff'a zaczęły spływać łzy.
"Ah, biedny braciszku. Próbujesz przyjąć winę za coś, co ja zrobiłem. Weźcie mnie stąd.". Policja zabrała Liu do samochodu.
"Liu, powiedz im! Powiedz im! To ja pobiłem te dzieciaki!". Matka Jeffa położyła ręce na jego ramionach.
"Jeff, proszę cię. Nie musisz kłamać. Wiemy, że to Liu. Przestań już.". Jeff mógł tylko bezczynnie patrzeć na odjeżdżający radiowóz. Kilka minut później ojciec Jeff'a przyjechał. Widział twarz Jeff'a i wiedział, że coś jest nie tak.
"Synu, co się stało?". Jeff nie mógł nic powiedzieć z powodu płaczu. Jego matka weszła z ojcem do domu, żeby opowiedzieć mu złe nowiny. Jeff został na podjeździe i płakał. Po jakiejś godzinie wrócił do domu. Widział, że rodzice są tak samo zszokowani, smutni jak i rozczarowani. Nie mógł na nich patrzeć. Wolał nawet nie myśleć, co rodzice sądzą o Liu, podczas gdy to była wina Jeff'a. W końcu poszedł spać, mając nadzieję, że choć na chwilę zapomni o całej sprawie.


Dwa dni później, odkąd wsadzili Liu za kratki, nie było od niego żadnych wieści. Jeff nie miał znajomych do odwiedzenia. Nic tylko smutek i poczucie winy. Aż do soboty, kiedy mama Jeff'a obudziła go z uśmiechniętą, słoneczną twarzą.
"Jeff, dziś jest ten dzień." powiedziała jego matka, odsłaniając zasłony i wpuszczając światło do jego pokoju.
"J-jaki dzień?" powiedział w półśnie Jeff.
"Urodziny Billy'ego.". Po tych słowach Jeff całkowicie się obudził.
"Mamo, ty żartujesz, prawda? Nie myśl, że pójdę na urodziny jakiegoś dziecka po tym, jak..." zrobił długą przerwę.
"Jeff, oboje wiemy co się stało. To przyjęcie może sprawić, że na trochę zapomnimy o całej sprawie. A teraz ubierz się." powiedziała matka Jeff'a, po czym zeszła na dół, aby się przygotować. Kiedy Jeff wreszcie zmusił się, aby wstać, wziął pierwszą lepszą koszulkę i parę jeansów i zszedł na dół. Zobaczył, że jego ojciec jest ubrany w garnitur, a jego matka w suknię. Zdziwił się, dlaczego ubrali się w takie eleganckie rzeczy na imprezę jakiegoś dzieciaka.

"Synu, to wszystko, w co się ubierasz?" zapytała mama Jeffa. "To lepsze niż takie eleganckie ubrania." powiedział Jeff. Jego matka zignorowała wielką chęć, aby na niego nakrzyczeć i po prostu uśmiechnęła się.
"Jeff, może jesteśmy za bardzo elegancko ubrani, ale może zrobimy na nich dobre wrażenie." powiedział ojciec Jeff'a. Jeff burknął coś pod nosem i poszedł do swojego pokoju.
"Ja nie mam żadnych takich "eleganckich" ubrań!" krzyknął ze swojego pokoju.
"Po prostu weź coś." powiedziała jego matka. Przejrzał całą swoją szafę w poszukiwaniu czegoś eleganckiego. Znalazł czarne, dresowe spodnie, które ubierał na specjalne okazje i podkoszulkę. Nie mógł znaleźć koszulki, którą mógłby założyć. Rozejrzał się, ale znalazł tylko koszule w paski i wzorki. Nic, co mógłby założyć z dresowymi spodniami. W końcu znalazł białą bluzę z kapturem i włożył ją.
"Ty w tym idziesz?" powiedzieli razem jego rodzice. Jego matka spojrzała na zegarek. "Nie ma czasu na przebieranki. Chodźmy już." powiedziała, po czym usłyszała jak Jeff z ojcem wychodzą z domu. Razem przeszli przez ulicę do domu Barbary i Billy'ego. Zapukali i ukazała im się Barbara, zupełnie jak rodzice Jeff'a, przesadnie ubrana. Gdy weszli do domu zobaczyli, że tam są tylko dorośli. Żadnych dzieci.
"Dzieci są na podwórku. Jeff, co ty na to, żebyś poszedł je poznać?" powiedziała Barbara.

Jeff wyszedł na podwórko i zobaczył, że było tam pełno dzieci. Wszyscy biegali w dziwacznych, kowbojskich strojach, strzelając do siebie z plastikowych pistolecików. Nagle do Jeff'a podbiegł dzieciak, wręczając mu pistolecik i kapelusz.
"Cześć, chcesz się pobawić?" powiedział.
"Eee, nie. Jestem za stary na takie rzeczy" powiedział Jeff. Dziecko spojrzało na niego miną proszącego szczeniaka.
"Proszę?" powiedziało dziecko. "No dobra." powiedział Jeff. Założył kapelusz, wziął pistolecik i zaczął "strzelać" do innych dzieci. Na początku wydawało mu się to bezsensowne, ale po chwili wydawało mu się nawet trochę fajne. Może to nie było "cool", ale to był pierwszy raz, kiedy choć na chwilę zapomniał o Liu. Jeff bawił się tak, aż usłyszał dziwaczny dźwięk. Dźwięk jeżdżącej deskorolki. Po chwili Randy, Troy i Keith przeskoczyli ogrodzenie na swoich deskorolkach. Jeff upuścił swój plastikowy pistolet i zrzucił kapelusz. Randy patrzył na Jeff'a z nienawiścią w oczach.
"Witaj, Jeff" powiedział Randy. "Mamy parę niedokończonych spraw.". Jeff zobaczył, że Randy ma posiniaczoną twarz."Też tak myślę. Zajebię cię, za to, że wpakowałeś mojego brata za kratki.”.
Randy zdenerwował się. "Oh, bardzo śmieszne, wiesz, że ja i tak wygram. Może skopałeś nam tyłki kiedyś, ale nie dzisiaj." powiedział Randy, po czym ruszył na Jeff'a. Obaj upadli na ziemię. Randy uderzył Jeffa w nos, a Jeff złapał go za uszy i przyłożył mu "z główki", odpychając go od siebie. Po chwili wstali na nogi. Dzieci krzyczały, a rodzice wybiegali z domu. Troy i Keith wyciągnęli z kieszeni pistolety.
"Niech nikt nie przerywa, bo polecą flaki!" powiedzieli. Randy wyciągnął nóż i wbił go w ramię Jeffa.
Jeff wydarł się wniebogłosy i upadł na kolana. Randy bezlitośnie kopał go w twarz. Po trzech kopach Jeff chwycił nogę Randy'ego i przekręcił ją, co spowodowało, że upadł na ziemię. Jeff wstał i poszedł w kierunku tylnych drzwi. Troy chwycił go.
"Potrzebujesz pomocy?". Chwycił Jeffa za kołnierz i przerzucił go przez drzwi. Gdy Jeff próbował wstać, Randy powalił go na ziemię, i kopał go tak długo, aż zaczął kasłać krwią.
"No dawaj Jeff! Walcz ze mną!". Przeciągnął Jeff'a do kuchni. Randy widząc butelkę wódki na stole, roztrzaskał ją na głowie Jeff'a.
"Walcz!". Randy przeciągnął Jeff'a do salonu.
"No dalej Jeff! Spójrz na mnie!". Jeff podniósł wzrok. Jego twarz była cała zakrwawiona. "To ja wpakowałem twojego brata za kratki! A ty będziesz siedział i pozwolisz mu tam gnić przez cały rok! Powinieneś się wstydzić!". Jeff zaczął się podnosić.
"Oh, wreszcie zacząłeś się podnosić.". Jeff już wstał. Na jego twarzy była krew i wódka. Znowu doznał tego dziwnego uczucia, ale wcześniej nie było tak silne. "Wreszcie. Wstał!" krzyknął Randy i pobiegł z zamiarem zaatakowania Jeffa. To wtedy to się zdarzyło. Coś w Jeffie pękło. Jego psychika została całkowicie zniszczona, racjonalne myślenie znikło. Jedyne, co teraz potrafił, to zabijać. Chwycił Randy'ego i z dużą siłą rzucił nim o ziemię. Stanął nad nim i z ogromną siłą uderzył go prosto w serce, które się zatrzymało. Kiedy Randy próbował złapać oddech, Jeff bił go. Cios za ciosem. Krew tryskała z jego ciała, aż złapał ostatni oddech i umarł.
Każdy teraz patrzył na Jeffa. Rodzice, płaczące dzieci, nawet Troy i Keith, którzy niewiele myśląc, wycelowali bronie w Jeffa. Jeff widząc wycelowane w niego pistolety, pobiegł schodami na górę. Kiedy biegł, Troy i Keith otworzyli do niego ogień, lecz każdy strzał pudłował. Troy i Keith pobiegli za Jeff'em. Kiedy wystrzelili ostatnie naboje, Jeff skradając się, wszedł do łazienki. Chwycił stojak na ręcznik i wyrwał go ze ściany. Do łazienki wtarli Troy i Keith z nożami w dłoniach.
Troy podbiegł z nożem do Jeffa, który uderzył go stojakiem na ręcznik w twarz. Troy bezwładnie opadł na ziemię, więc zostali tylko Jeff i Keith. Keith był bardziej zwinny, więc kiedy Jeff wymachiwał stojakiem, Keith wyrzucił nóż i chwycił Jeffa za szyję. I rzucił nim o ścianę. Z górnej półki spadł na nich wybielacz. Palił ich obu i obaj zaczęli krzyczeć. Jeff wytarł oczy najlepiej jak mógł. Kiedy Keith jeszcze krzyczał z bólu, Jeff wziął z powrotem do ręki stojak na ręczniki. Celnie rozwalił metalowym stojakiem głowę Keith'owi. Kiedy Keith już leżał zakrwawiony na ziemi, towarzyszył mu złowieszczy uśmiech.
"Co w tym takiego śmiesznego?!" zapytał Jeff. Keith wyciągnął zapalniczkę i włączył ją. "To," powiedział, "że jesteś pokryty wybielaczem i alkoholem.". Jeff szeroko otworzył oczy ze zdziwienia, a Keith rzucił na niego zapalniczkę. Alkohol i wybielacz w kontakcie z ogniem wybuchły. Gdy alkohol zwęglił jego skórę, wybielacz ją wybielił. Próbował się ugasić, lecz nic nie pomagało. Jeff darł się w niebogłosy. Alkohol sprawił, że był chodzącym płomieniem. Wyszedł na korytarz i spadł ze schodów. Wszyscy krzyczeli, gdy zobaczyli Jeff'a, ledwo żywego, płonącego człowieka. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczył, była jego matka, która próbowała go ugasić. Wtedy stracił przytomność.


Kiedy Jeff się obudził, poczuł, że ma bandaże na twarzy. Nic nie widział, ale czuł, że ma je również na ramieniu i szwy na całym ciele. Próbował wstać, lecz uświadomił sobie, że ma w ramieniu jakąś rurkę. Wtedy przybiegła pielęgniarka.
"Myślę, że jeszcze nie powinieneś wstawać." Powiedziała, kładąc go z powrotem na łóżku i poprawiając rurkę w jego ramieniu. Jeff usiadł. Nic nie widział. Kompletnie nie wiedział, gdzie jest. Po długich godzinach usłyszał swoją matkę.
"Kochanie, jak się czujesz?" zapytała. Jeff nie mógł odpowiedzieć. Jego twarz była zakryta bandażami, więc nie mógł w ogóle mówić. "Kotku, mam wspaniałe wieści. Po tym wszystkim policja uznała za winnego Randy’ego i powiedziała, że zwolni Liu". Jeff wstał jak najszybciej potrafił, lecz przypomniał sobie, o rurce w jego ramieniu. "Liu wyjdzie jutro, będziecie mogli znowu być razem.".
Matka Jeff'a uścisnęła go i pożegnała się. Przez następne tygodnie Jeff był odwiedzany przez rodzinę.
W końcu nadszedł ten dzień. Dzień zdejmowania bandaży. Jego rodzina niecierpliwiła się. Czekali aż doktor usunie ostatni bandaż zakrywający jego twarz.
"Miejmy nadzieję, że to będzie ładnie wyglądać." powiedział doktor, ściągając bandaż z twarzy Jeff'a.
Matka Jeffa krzyknęła na widok jego twarzy, a Liu z ojcem patrzyli z obrzydzeniem.
"C-co się stało z moją twarzą?" zapytał Jeff, po czym wyskoczył z łóżka i pobiegł do łazienki. Spojrzał w lustro i zobaczył, dlaczego rodzina tak zareagowała. Jego twarz była... okropna. Jego usta były spalone do głębokiej czerwieni, jego twarz zmieniła kolor na czystą biel, a jego włosy zmieniły kolor z brązu na kruczą czerń. Powoli dotknął ręką swojej twarzy. Była teraz szorstka. Spojrzał na swoją rodzinę, a potem znowu w lustro.
"Jeff..." powiedział Liu. "Ona wcale nie jest taka zła...".
"Nie jest taka zła?!" zapytał Jeff. "Ona jest perfekcyjna!". Jego rodzina była zaskoczona, a Jeff zaczął się głośno śmiać. Jego rodzina zauważyła, że jego lewe oko i ręka drgały.
"Uh... Jeff, dobrze się czujesz?".
"Dobrze?! Nigdy nie czułem się taki szczęśliwy! Ha ha ha ha haaaaaaa! Spójrzcie na mnie! Ta twarz pasuje do mnie idealnie!". Nie mógł przestać się śmiać. Pogładził znowu swoją twarz i spojrzał w lustro. Co to spowodowało? Więc, pamiętasz jak Jeff i Randy walczyli? Coś w jego umyśle, w jego psychice, pękło. On teraz był tylko szaloną maszyną do zabijania, lecz jego rodzina jeszcze o tym nie wiedziała.
"Doktorze," zapytała mama Jeffa. "czy mój syn ma... No wie pan... w porządku w głowie?".
"Tak, to jest typowy objaw dla pacjentów, którym podaliśmy tak dużą ilość środków przeciwbólowych. Jeśli po paru tygodniach nic się nie zmieni, zrobimy mu test psychologiczny.".
"Dobrze, dziękuje doktorze.”. Matka Jeffa spojrzała na niego „Jeff, kotku, wracamy do domu.".
Jeff oderwał twarz od lustra. Jego twarz dalej miała ten straszny uśmiech. "Dobrze mamo. Ha ha haaaaaaaa!". Matka spojrzała na niego i wzięła za ramiona i poszła z nim po ubrania.
„To ubrania, w których przyszedłeś.” powiedziała pielęgniarka z recepcji. Matka Jeffa spojrzała na czarne, dresowe spodnie i białą bluzę z kapturem, które miał na sobie jej syn. Teraz były czyste. Nie było na nich krwi, a dziury były zaszyte. Mama Jeff’a wróciła do pokoju i podała mu ubrania. Potem wszyscy wyszli, nie wiedząc, że to ostatni dzień ich życia.

Później tej nocy matkę Jeff'a obudził dźwięk dochodzący z łazienki. Tym dźwiękiem był płacz. Powoli weszła do łazienki, aby zobaczyć co się dzieje. Ujrzała potworny widok. Jeff trzymał nóż i wycinał uśmiech na jego policzkach.
"Jeff, co ty robisz?" zapytała.
Jeff spojrzał na matkę "Mamusiu, nie mogłem się ciągle uśmiechać. To po chwili bolało. Ale teraz mogę się uśmiechać wiecznie.". Matka Jeffa zobaczyła jego oczy, okrążone w czerni.
"Jeff, twoje oczy!". Jego oczy wyglądały, jakby nie miały się nigdy zamknąć.
"Nie mogłem widzieć mojej twarzy. Moje oczy zamykały się ze zmęczenia, więc spaliłem swoje powieki, więc teraz będę mógł wiecznie widzieć siebie, moją nową twarz". Jego matka powoli zaczęła się wycofywać, widząc, że jej syn postradał zmysły. "Co się stało, mamusiu? Czyż nie jestem piękny?!".
"Jesteś synku.” powiedziała. „ P-pozwól mi pójść do tatusia, żeby mógł zobaczyć twoją nową twarz.". Matka wbiegła do sypialni, budząc ojca. "Kotku, weź broń. Nasz...". Zaniemówiła, gdy zobaczyła w progu Jeff'a trzymającego nóż.
"Mamusiu. Okłamałaś mnie.". To ostatnie słowa jakie usłyszeli, zanim Jeff ruszył na nich i zadźgał.

Liu obudził się od tych dźwięków. Nie słyszał nic więcej, więc zamknął oczy i próbował zasnąć, lecz ogarnęło go dziwne uczucie, że ktoś go obserwuje. Kiedy się obrócił, Jeff zatkał jego usta ręką. Jeff powoli wyciągnął nóż, gotowy poderżnąć mu gardło. Liu próbował się wyrwać.

"Ciiiiiiiiii, idź spać." powiedział Jeff.


 Źródło: http://psychonaito.deviantart.com/art/Jeff-The-Killer-387550232


poniedziałek, 3 listopada 2014

Witajcie :

Jeszcze mój komputer nie został naprawiony, ale mogę do was pisać dzięki tabletowi. Parę ogłoszeń, czyli mój ask : http://ask.fm/ZuzannaMell . W tym wpisie przyszedł czas na trochę moich ``dzieł``, więc życzę miłego czytania :
 
Źródło: stylowi.pl

*
Taniec- odbieganie od szarości dnia codziennego
Źródło : stylowi.pl
*
Najgorszy widok to widok niespełnionego marzenia, rozbitego przez kogoś na kawałki. ..
*
Taniec to sposób wyrażania emocji, których i tak nikt nie zrozumie
*
Ćwicz, mimo potu i łez, aby ci którzy nie wierzyli w ciebie zobaczyli jak wygrywasz, jak spełniasz swoje marzenia. Nie daj sobie wmówić " Nie dasz rady ", bo jeśli wierzysz, nic nie stanie ci na drodze...
*

Czerń - kolor skrywania emocji, często szczęścia, skrywania go bardzo głęboko, pod bólem

*
Zmorą śmierci jest życie,
pełnią życia jest śmierć

*
Śmiech jest początkiem tragedii 

*
 Na krawędzi codziennego życia,
serce me jedną stopą staje
ponad wszechświatem
jeszcze w dobro wierzących 

*
 Jest taki etap , że to zaczyna boleć
nie twoje uczucia,
bo nic nie czujesz
to co widzisz
to co słyszysz
to wszystko
boli.. 

*
Inna.
Czy inna znaczy zła ?
Przecież każdy człowiek jest "inny"
może tak, lecz ludzie 
chcą być tylko swoimi klonami
nic więcej.. 
(cytat z "Alicji w krainie rzeczywistości", opowiadania, może kiedyś książki mojego autorstwa, która jeszcze nie została udostępniona)

*
Jestem powietrzem,
które zbiera się w huragan,
a czasem cichnie
Powietrzem,
które wyrywa drzewa,
lecz którego czasem nie ma.
Jestem powietrzem,
które słyszy każdy szept,
lecz nie chcę nic słyszeć.
Jestem powietrzem,
którego nikt nie widzi,
albo nie chce zobaczyć.
Powietrzem,
które jest ważne,
ale które każdy ignoruję
Powietrzem,
które jest,
lecz którego czasem braknie 
(żywioły część I - powietrze )
*

 (Miłość) Czy ja wiem ? Wiem tyle, że boli. Jestem dobrą obserwatorką, i za każdym razem gdy ją poczułam, bolała. Wiem, że jest piękna, podobno, słyszałam, widziałam, miejscami przeszywa ją ból, lecz czego nie robi się dla miłości ? Wiem, że jest fałszywa, wydaje nam się że kochamy, lecz koniec końców tracimy nadzieję. Wiem, że jest, jeśli jest. To dlaczego JA nigdy nie byłam i nie jestem jej świadoma ?

(  Dedyk dla osoby z którą wtedy pisałam, proszę Różo <3 )
*
A teraz niespodzianka !
Tututtururu










 Oto obrazki autorstwa Róży Dalke.
Bardzo dziękujemy i mamy nadzieję, że będziecie przesyłać nam coraz więcej waszych prac :3
Obrazki znajdują się w poddstronie `` Wasze prace ``

niedziela, 2 listopada 2014

Wielki powrót- czyli czemu tak długo nic nie było

Witajcie potworki!
Wiem, ze dawno nic nowego się nie pojawiło. Przyczyna takiego stanu jest taka, że teraz przypada kolej Aisling, a jej się komputer zepsuł i po prostu nie ma jak. Kolejny wpis pojawi się jak tylko jej naprawią. Ponad to ustaliłyśmy, że będą pojawiać się co najmniej 2 notki na miesiąc. Jedna moja druga jej. Oczywiście jeżeli znajdziemy czas może pojawić się ich więcej.



Irs

sobota, 6 września 2014

Pomiędzy życiem, a śmiercią


- On już od jakiegoś czasu zachowywał się dziwnie. Martwię się, ze mogło mu się coś stać.
- Irs usiądź jesteś bardziej blada niż zwykle.- Shun próbował uspokoić dziewczynę.
- Nic mi…- panna zemdlała i zaczęła się dusić.
- Irs, Irs- wojownicy próbowali ja jakoś ratować, ale nie mogli nic zrobić. Księżniczka powoli umierała, krztusząc się swoją krwią. Nagle do pomieszczenia wpadł Ren.
- Odsuńcie się- warknął. Wojownicy zaskoczeni jego obecnością szybko wykonali jego polecenie. Chłopak chwycił Irs i z nią wyszedł rzucając po drodze.
- Nie idźcie za mną.

Irs powoli otworzyła oczy. Leżała prawie naga w jakieś grocie, na czymś zimnym i twardym. Pomieszczenie oświetlało tylko kilka świec. Po chwili się nad dziewczyną nachylił Ren i pomógł jej usiąść. Zdawał się jej jakiś inny.
- Dziwnie się czuje.
- Przyzwyczaisz się. Twoja łza duszy nie ma mocnej więzi z ciałem.
- Co?! Zwariowałeś?! Chcesz mnie zabić?!
-Uspokój się! To był jedyny sposób żeby cię uratować.
- Skazanie mnie na pewną śmierć to…- chłopak uciszył ją pocałunkiem. Odepchnęła go. Smakował inaczej.
- Masz mi natychmiast wszystko wyjaśnić!
- Dobrze, ale uspokój się.- Irs patrzyła na niego gniewnie.
- Mów.
- Zauważyłaś pewnie, że ostatnio chodziłem zaniepokojony. Wynikało to z tego, że mój organizm nie był wstanie utrzymać tej całej mocy i ta zaczęła go wyniszczać. Więc zaszyłem się tu. Udało mi się stworzyć nowe, o wiele wytrzymalsze ciało, które było wstanie utrzymać moją moc i przeniosłem do niego moją dusze. Jak tylko zakończyłem ten proces zauważyłem, że nie ma pomiędzy nami więzi, a to z kolei oznaczało, że jesteś połączona z moim starym ciałem które umierało ciągnąc za sobą ciebie do grobu. Użyłem magii aby spowolnić ten proces i pobiegłem po ciebie. Przyniosłem cię tu i tobie również stworzyłem nowe, wytrzymalsze ciało i umieściłem w nim twoją dusze zanim stała się „cielesna”. W ostatniej chwili udało mi się wyrwać ją z ciebie, stąd dziura w klatce piersiowej.- dziewczyna spojrzała na swoja pierś sprawdzając czy nie ma tam dziury.- W tym starym ciele- Irs już chciała spojrzeć za siebie, ale Ren chwycił jej głowę zmuszając do patrzenia na siebie.- Nie, nie teraz. Później je zobaczysz. Teraz daj mi dokończyć. Utworzyłem pomiędzy nami więź taką jak tamtą z tą różnicą, że w razie śmierci jednego z nas nie pociągnie to drugiego. Wszystkie umiejętności zostały nie zmienne, z ta różnicą, że ja nie mam już gundaliańskiej postaci. Tobie zostawiłem możliwość zmieniania się w nitiankę, ponieważ nie wiedziałem czy chcesz ją zostawić czy nie, a nie chciałem za ciebie decydować.
- Ale będziemy żyć? Oboje?
- Tak. Musimy tylko przyzwyczaić się do nowych ciał. Dla pewności wolał bym też aby pradawni ponownie założyli pieczęcie na naszą moc, bo stare zostały zniszczone.
- Potwierdzam twoje zdanie.
- Nie używaj jak na razie magii, ani zmiany postaci dobrze.
- Dobrze. Czy mi się wydaje czy mam większe piersi?- dla podkreślenia dziewczyna kilka razy podniosła biust jakby go poprawiając.
- Może trochę.- chłopak się zarumienił- Może być trochę różnić w rysach twarzy i budowie u nas obojgu.
- Czyli mogę przez to rozumieć, że wyglądam tak jak mnie widziałeś?
- Tak jakby. Przepraszam za to. Prawie przeze mnie umarłaś.
- Ale żyję. Dzięki tobie- pocałowała go wzdrygnęła się lekko kiedy dotknęła obcych jeszcze warg swoimi.
- Chcesz je teraz zobaczyć, czy zostawimy to na później?- Ren spytał kiedy skończyli się całować.
- Teraz.- chłopak odwrócił Irs tak, że mogła w końcu zobaczyć co znajduje się za nią. Przy ścianie leżały zwłoki. Ich zwłoki.
Księżniczka pisnęła przerażona, co nie było do niej podobne. W jej starym ciele, na wysokości serca ziała czerwona dziura wyglądająca jakby ktoś wyszarpał z ciała coś co znajdywało się w sercu, albo sam organ. Materiał wokół rany przesiąknięty był krwią, a samo osocze barwiło również brodę i szyje dziewczęcych zwłok. Poprzednie ciało Rena również miało okrwawioną szyję i brodę, co oznaczało, że oboje w trakcie tego procesu dławili się własnym osoczem.
Irs zaczęła szlochać. Ren odwrócił ją do siebie i przytulił. Wiedział, ze dziewczyna nigdy nie pozwalała sobie na chwile słabości, a jak już to tylko przy nim, ale każdy przeżył by szok widząc własne zmasakrowane zwłoki i będąc przy tym w 100% żywym. Takie, rzeczy nie zdarzały się często, bo nie stawały się praktycznie nigdy.
Chłopak okrył księżniczkę swoim płaszczem i powiedział:
- Chodźmy stąd.
- Ale nie możemy tu tego tak zostawić.- spojrzała na niego przez łzy.
- Wiem. Zastanowimy się nad tym kiedy ochłoniemy. Nikt nie znajdzie tego miejsca. Chodź.- Podniósł ją i wyniósł z podziemnej jaskini. Ren wiedział, że ona tak samo jak on sam nie ma najmniejszej ochoty na rozmowę z Młodymi Wojownikami więc zaniósł ją do gorących źródeł. Na miejscu pomógł jej wejść do wody i sam do niej dołączył. Ciuchy zostawili niedaleko. Wystarczająco blisko by móc do nich szybko dotrzeć i wystarczająco daleko aby ich nie pomoczyć. Irs siedziała zanurzona w wodzie aż pod nos.
- Co z nimi zrobimy?
- Z ciałami?- dziewczyna skinęła w odpowiedzi głową- Nie wiem. Pochowanie ich odpada. To było by dziwne mieć własny grób. Niektóre demony pożerają swoje ciała kiedy je zmieniają na nowe, ale to też odpada. Nie dał bym rady zrobić czegoś takiego i ty pewnie też. Chyba jedyna opcją pozostaje kremacja.
- I co zamierzasz trzymać swoje zwłoki na kominku?- księżniczka rzuciła nieco sarkastycznie.
- Tego nie powiedziałem. Posłuchaj.- objął ją ramieniem- Wiem, że jesteś zestresowana tą sytuacją. Ja też się tym przejmuje. Ale na razie musimy się w miarę uspokoić i pomyśleć co zrobić z wojownikami. Na pewno nie wrócą do domu zanim się nie dowiedzą co się stało.
- Najpierw wolała bym przedyskutować to z twoją mamą i z moimi rodzicami. Jesteś świadomy faktu, że zniszczyłeś pieczęcie na paktach gilwinańsko-gunadaliańskim i –nitiańskim.
- Chodziło o to w nich abyśmy mogli przeżyć. Nikt nie będzie miał mi za złe, że uchroniłem nas przed śmiercią. A zapomniał bym. Nie bardzo wiedziałem jak stworzyć ci jajniki więc użyłem tych ze starego ciała dlatego masz w po części nowe i po części stare.- chłopak się lekko zarumienił, a Irs wzdrygnęła.
- Dobrze, że mi mówisz. Ej, to, ze mam nowe ciało nie oznacza czasem, ze znów jestem dziewicą?
- Tak. Przygotuj się na to, że stracisz je jeszcze kilka razy.- cmoknął ją w policzek.
- Powiększyłeś sobie?- chłopak zrobił się cały czerwony.- Mów.- Na twarzy księżniczki pojawił się zły uśmieszek.
- Tak. Nie. Nie wiem. Może trochę.- Ren był nadal cały czerwony i wyraźnie zakłopotany. Dziewczyna zaśmiała się cicho, co przyniosło chłopakowi ulgę. Martwił się o nią. Przez to co się stało zdawała się być przygaszona.
- Może i jesteś trochę inny, ale nadal słodko wyglądasz zakłopotany.- pocałowała go. Po chwili siłowali się językami oboje próbując wepchnąć swój partnerowi do gardła. W między czasie księżniczka wylądowała  swojemu koledze na kolanach. Kiedy się od siebie oderwali Irs popatrzyła Renowi w oczy i już miała coś powiedzieć, ale ją uprzedził.
- Nie. Na razie to sobie odpuścimy. To nie jest dobry czas na takie rzeczy.- Irs wiedziała, że każdy inny chłopak nie odmówił by tego, ale wiedziała, że Ren jest inny niż większości chłopców. Nie miała mu tego za złe i podzielała jego zdanie.
- Chodźmy już. Inaczej zaczną nas szukać.- skinęła głową zgadzając się.
*******

Jak dotąd to jedno z moich najlepszych opowiadań i mam nadzieje, że wam się spodoba.
Co jeszcze mogę powiedzieć...
W sumie poza tym, że Aisling była ze mnie dumna (bo zabiłam (teoretycznie) moje postacie) to nie ma
z nim związanej jakiejś super historii 

~~Irs~~

środa, 27 sierpnia 2014

Trzynasty

 Źródło: stylowi.pl

Trzynasty Czarny Kot to istota bardzo tajemnicza. Jest równocześnie duchem i demonem. Raz jest cielesny, raz nie. Nikt nie zna jego historii, lecz tym którzy potrafią go rozpoznać wiedzą iż jest on najsilniejszy z grupy demonów zwanych "Trzynastoma Czarnymi Kotami". Stworzenie wygląda jak skrzyżowanie czarnej pantery z gepardem. Czarna niczym noc sierść, krwisto czerwone oczy i biała, rzymska liczba trzynaście nad nimi. Jak większość demonów potrafi on przybrać ludzką postać. Rzadko kiedy zawiera z kimś pakt i jeszcze rzadziej go dotrzymuje. Lubuje się w pożeraniu dusz nic nieświadomych ofiar.


"- Mogę ci zdradzić me prawdziwe imię lecz wątpię byś była w stanie je wymówić, a tym bardziej zapamiętać. Brzmi ono: Chishizfutokaarichifu mizkashitofu memochi Mirikiaririkizludochimomekakashikimirikiludo rinkizmekaaririkichimoludo rinkurinmomiriki"- Cytat z mojej historii której głównym bohaterem jest Trzynasty Czerny Kot
Irs

środa, 20 sierpnia 2014

Cytat

Witajcie! Dzisiaj zostawiam was tym oto pięknym cytatem :

"Teorie klasyczne nauczają nas o czterech wrotach umysłu, przez które każdy przechodzi zgodnie z własną natura i potrzebami
Pierwsze to sen, który przynosi nam wytchnienie od świata i całego jego bólu. Sen wyznacza przemijanie czasu, narzuca nam dystans wobec krzywd, jakich doznaliśmy. Ranny człowiek często zapada w nieświadomość. Podobnie bywa z tym, który otrzyma przerażające wieści - często mdleję czy traci przytomność. tak właśnie umysł może chronić sam siebie, przechodząc przez pierwsze wrota
Drugie są wrota zapomnienia. Niektóre rany są zbyt głębokie, aby mogły zabliźnić, albo zbyt głębokie by zagoiły się w miarę szubko. Dodatkowo wiele wspomnie ma bolesny charakter. Powiedzenie "Czas leczy rany" jest fałszywe. Czas leczy większość ran. Reszto zostaje ukryta za drugimi wrotami.
Trzecimi wrotami jest szaleństwo. Bywa, że umysł zostaje porażony takim ciosem, iż kryje się w szaleństwie. I choć z pozoru to wyjście wcale nie musi wydawać się korzystne, w istocie takie właśnie jest. Bywają chwile, w których rzeczywistość niczym innym jak tylko bólem, a żeby przed nim uciec, umysł musi porzucić rzeczywistość.
Czwarte wrota to śmierć. Ostatnia reduta. Po śmierci nie może się stać nic złego, a przynajmniej tak opowiadają"

(Cytat z książki "Imię wiatru" aut. Patrick Rothfuss )

wtorek, 19 sierpnia 2014

Organizacyjnie

Hej,
 pewnie już zauważyliście, na blogu pojawiają się różne nowe strony ( zachęcamy do zaglądania na nie)
Blog powoli zaczyna działać, zaczęłyśmy dodawać różne nowe posty i staramy się to udoskonalić, więc życzcie nam powodzenia. Mamy nadzieję że wy także będziecie aktywni, zachęcamy więc do komentowania, i przesyłania prac ;)
Aisling

niedziela, 3 sierpnia 2014

Hym...

Wypadało by żebym  teraz ja coś dodała, co nie?
W takim razie wstawię opowiadanie które kiedyś napisałam dla Aising na jej urodziny.
Miłego czytania
Irs


Aisling westchnęła, kiedy Irs znów chwyciła ją za nadgarstek aby zawlec ją gdzieś i znów zapomnieć po co.
- Irs, dokąd mnie znowu prowadzisz?
- Zobaczysz.
- Tak jak ostatnie osiemnaście razy?
- Nie tym razem będzie inaczej.- malinowo oka smoczyca uśmiechnęła się do swojej siostry.
- Powtarzasz się wiesz, a ja wolała bym…
- Tak, wiem wolała byś poczytać sobie książkę- przerwała jej Irs- Ty też się powtarzasz moja droga.
- Co nie zmienia faktu, że tak jest.
- Nie marudź mi tu, tylko zakładaj- starsza księżniczka wyciągnęła czarną opaskę.
- Irs to się robi już nudne i męczące- Aisling marudziła kiedy jej siostra zawiązywała jej oczy.
- Widzisz coś?
- Nie. Mogła…
- To idziemy- nie zważając na protesty wróżki smoczyca zaczęła ją ciągnąć w bliżej nie określonym kierunku.

            -Dobra ludzie, już tu idą, czyli mamy jakieś piętnaście minut zanim tu dotrą. Rajan wypierdzielaj mi stąd z tym alkoholem!- Ren ryknął na złotookiego bruneta, który próbował po kryjomu położyć na stole butelkę bliżej nie zidentyfikowanym trunkiem.
- Impreza bez…
- Jak mi zaraz tego z oczu nie zabierzesz to jedyne co będziesz pamiętał z tej imprezy to jak cię wyrzucam za drzwi!
- Okej, okej. Nie denerwuj się tak chłopie.- chłopak niechętnie poszedł wynieść alkohol omijając przy tym szerokim łukiem wkurzonego smoka.
- Nii-sama, i jak?- do Krawlera podszedł różowowłosy chłopak przebrany za kota.
- Świetnie, zrób coś dla mnie i idź sprawdź jak tam daleko jest Shin i powiedz, żeby się streszczał. Jakby co to mu pomóż.
- Ok.- kotek szybko wybiegł z pokoju.
- Fajny pomysł z tymi strojami, ale czemu akurat ja muszę być przebrany za jelenia?- koło smoka stanął starszy brat Irs i Aisling przebrany za stworzenie o którym mówił.
- Bo jesteś łosiem.- odparł tamten sprawdzając czy wszystko jest na miejscu.
- Wiesz…
- Yugi ty się lepiej ciesz, że nie musisz chodzić z łososiem na głowie.
- A pro po Rajan gdzie twój kostium?- Ren rzucił miażdżące spojrzenie swojemu kumplowi.
- Już po niego lecę- chłopak od łososia szybko się usunął z drogi smoku.
- Yugi idź pomóc reszcie, a ja powiem Irs, że potrzebujemy trochę czasu i sprawdzę co z Shinem.- Krawler wskazał na krzątające się po całym pokoju osoby w czym połowa z nich próbowała zainstalować kulę dyskotekową i wyraźnie im to nie szło.

            - Irs daleko jeszcze?
- Jeszcze kawałek.
- Kilkanaście minut temu mówiłaś to samo.
- Oj no, idź i nie marudź.
- Ale nogi mnie już bolą i przez ciebie już się prawie wywróciłam.
- Zaraz będziemy na miejscu. Już ja cię tam bezpiecznie doprowadzę.- Irs uśmiechnęła się do siostry chociaż dobrze wiedziała, że ona nie może tego zobaczyć i skręciła oddalając się tym samym od ich celu.

            Po jakimś czasie kluczenia uliczkami miasta smoczyca wprowadziła swoją siostrę do rezydencji zamieszkanej przez rodzinę Krawlerów.
- Daleko jeszcze?
- Już jesteśmy prawie na miejscu.
- Wiesz Irs nie bardzo ci wieżę głównie dlatego, że słyszałam to już dzisiaj 35 razy.
- Liczyłaś to?
- A miała jakieś lepsze zajęcie?
- Chyba nie- starsza księżniczka zamyśliła się chwilę.
- Ej my wchodzimy po schodach, czy mi się wydaje?
- Wydaje ci się.- dziewczyna skłamała i poprowadziła Aisling korytarzami do odpowiedniego pomieszczenia. Kiedy były już na miejscu Irs ściągnęła siostrze opaskę z oczu i wykrzyknęła razem z wszystkimi:
- NIESPODZIANKA!
Na środku pokoju stali wszyscy zaznajomi dziewczyn wraz z rodzicami ich i Rena, a kiedy pierwsze zaskoczenie wróżki minęło goście rozstąpili się ukazując stojących za nimi chłopaków: Lynca przebranego za białego kota z jednym okiem zmienionym na zielone, aby bardziej przypominał Pangur Bana, który zresztą siedział wraz z wyglądającym jak on Iluzjonem pod nogami kociego chłopca. Obok nich stał Yugi przebrany za białego jelenia, Rajan z wielkim łososiem na głowie i Shin przebrany za białego wilka. Siostra Irs nie czekając długo rzuciła się na szyje swojego chłopaka.
- Jejku Shin jak ty słodko wyglądasz- wróżka przyprawiła młodzieńca w stroju wilka o wielki rumieniec.- Wy wszyscy wyglądacie słodko- księżniczka zwróciła się do pozostałych przebierańców- poza tobą Rajan ty wyglądasz dziwnie. Dziękuje wam za to wszystko. Co prawda nogi mnie trochę bolą- spojrzała na Irs- ale to miłe, że wyprawiliście mi takie wspaniałe przyjęcie.
- Nie rozpędzaj się tak. Prawdziwa impreza się jeszcze nie zaczęła.- stwierdził Ren po czym jeszcze dodał- Muzykę proszę- ktoś włączył wieże i wszyscy zaczęli się świetnie bawić, a impreza trwała do samego rana.

sobota, 26 lipca 2014

Historia Naszych postaci

Była sobie kraina. W, której smoki były postrachem, było tam królestwo, upadłe, zabrane przez smoki, złe smoki. I był las,a w lesie wróżka, a właściwie duch lasu imieniem Aisling. Wróżka ta widziała wieloma oczami. Okiem jelenia,łososia, wilka. Oczyma świata, roślin, zwierząt. I patrzyła na świat zbrukany złem i nienawiścią.
Świat jakby dwa wilki, lecz ten zły; czarny, niosący nienawiść, kłamstwo i zło szerzące granice na tamtym świecie, on wygrywał. Ten dobry, który niósł nadzieję, prawdę, miłość i dobroć choć w najmniejszej postaci, przegrywał. Las piękny, tajemniczy, zaczarowany, który potrafił odmienić każdą zagubioną duszę, płonął. Aisling spalała się wraz z swoim pięknym lasem,gdy w wyniku kolejnego starcia ludzi ze smokami, las stanął w ogniu, a ona nie wiedziała co zrobić. Jej las płonął. A dobroć ze świata znikała ze świata, dzień za dniem. Czary nic tu nie dały. Była silną wróżką, lecz w formie jakiejkolwiek istoty nie dała rady uratować lasu. Gdy tak siedziała na skale opodal szczątków niegdyś pięknego lasu, przechodziła obok księżniczka. Aisling znikała razem ze swoim lasem, lecz właśnie ta księżniczka jej na to nie pozwoliła. Księżniczka zwała się Irs Irsania Eney z królestwa upadłego, które smoki zabrały. Irs była dość wysoką dziewczyną, o smukłej sylwetce i zawsze uśmiechniętej twarzy. Irs podeszła do siedzącej na skale półprzezroczystej wróżki i spytała.
-Witaj, czemu płaczesz ? - Mówiąc to usiadła obok Aisling i próbowała objąć, lecz ręce przeniknęły wróżkę.
-Wwwitaj, czemu mnie widzisz, powinnam już zniknąć. - powiedziała Aisling ze łzami w oczach-
-Jestem Księżniczka Irs Irsania Eney, a ty ?- zapytała Irs przyglądając się znikającej powoli istocie.
- Ja jestem Aisling, a to mój las – wskazała w tym momencie na ruinę pozostałą z niego.
-Dlaczego ten las, stał się taką ruiną? I ty, dlaczego znikasz.- zapytała Irs z zaciekawieniem, ale też z ukrytym smutkiem.
-Ten las został zepsuty przez zło, a wraz z lasem ja muszę zniknąć.- Powiedziała, a po jej policzkach spływały łzy. Aisling była wyglądającą na 13 lat wróżką, wielkości człowieka z długimi białymi włosami. Zobaczyć mógł ją tylko ktoś o dobrym sercu. Miała na sobie, jak na leśną wróżkę, a właściwie ducha lasu przystało, jakby bluzkę z liści i zielonej trawy i spódniczkę z tych samych rzeczy. Jej nogi wyglądały jakby porosły je liście, była piękna, miała w sobie coś innego co nadawało jej wdzięku i wyjątkowości tak jak jej las.
-Może jest jakiś sposób abyś przeżyła, może zostaniesz w połowie moją siostrą? - zapytała Irs z uśmiechem pełnym nadziei.
-Naprawdę? W ten sposób uratowałabyś mnie, ale jak to zrobić? - zapytała Aisling z nadzieją w głosie.
-Znam pewnego czarnoksiężnika, który potrafiłby przemienić cię w istotę ludzką i połączyć cię ze mną więzami krwi i stałabyś się częścią naszej rodziny- Odpowiedziała Irs
-Och, jesteś tego pewna ?
-Tak !
-Więc chodźmy – powiedziała Aisling radośnie próbując uścisnąć swoją nową siostrę, przy czym zapomniała o swojej przenikalności i tak szybo jak się na nią rzuciła, tak szybko spadła na ziemię, Aisling szla obok Irs z uśmiechem na twarzy, lecz nie wiedziała czy to się uda. Jak być właściwie w połowie wróżką, a w połowie człowiekiem? Zadawała sobie to pytanie w kółko, aż doszły do wysokiej wieży. Wyglądała na opuszczoną. Weszła razem ze swoją przybraną siostrą do środka, a w sali pośród sterty książek siedział czarnoksiężnik. Czarnoksiężnik miał na głowie kaptur i był w długiej fioletowej szacie ze wzorem złotych gwiazd. Nie było widać jego twarzy, ani włosów. Irs powiedziała do niego kila słów w tajemniczym języku. Postać zaprowadziła je do komnaty , w której pośrodku stał okrągły stół. Dziewczyny podeszły do niego, Czarnoksiężnik związał prawą rękę Aisling z prawą ręką Irs po czym Naciął czubek palca, wyszeptał parę słów, a wtedy od obu księżniczek zaczął bić blask. Zakapturzona postać rozwiązała ich ręce, a Aisling zauważyła że nie ma śladu po ranie wyciętej przez czarnoksiężnika.
-od dziś jesteśmy siostrami -powiedziała Irs, ciepłym głosem. Po czym wyszły z komnaty poszły wprost do wielkiego zamku.
-A to co? - zapytała Irs ze zdumieniem, wskazując białego kota który jedno oko miał zielone drugie niebieskie.
-To Pangur Ban, mój pomocnik, może cię to zadziwić, ale to jest uczony kot. - Powiedziała Aisling mówiąc to podeszła do Pangur Bana i go pogłaskała, ku zdziwieniu Irs nagle odezwał się gruby głos.
-Tak, wiem, że do dziwne droga panno, lecz uczyłem się na Kotwordzie mam dyplom najlepszego kotpsolwenta roku.- powiedział Pangur Ban, Irs w pierwszym momencie odskoczyła, lecz potem z uśmiechem na twarzy podeszła do kota i też go pogłaskała.
-Witaj, miło cię poznać. Jestem Irs Irsania Eney
-Ciebie także miło poznać- powiedział Pangur Ban. Szli tak, aż doszli do zamku, wielkiego, lecz trochę zniszczonego. Gdy weszli do zamku Irs zaprowadziła Aisling do jej pokoju przyniosła legowisko dla Pangur Bana i zapoznała z członkami rodziny oraz oprowadziła po domu. Aisling poznała chłopaka Irs Rena oraz jego kolegę Shina, który od razu wpadł jej w oko i kilku braci. Irs miała 18 lat, a Aisling stała się o rok od niej młodszą siostrą. Dowiedziała się, że Irs i jej przyjaciele pracują ze smokami aby zniszczyć złe smoki. Poznała także smoka dosiadanego przez Irs oraz przez Rena. Shin był uroczym chłopakiem choć tajemniczym, z dłuższymi czarnymi włosami, ubierającego się na czarno, nosił glany. Mógł zmieniać się w czarnego wilka. A Aisling mogła zmienić się także w wilka tyko, że białego. Gdy już poznała całą okolicę, poszły na obiad. Po obiedzie poszli do biblioteki a Aisling bardzo wciągnęło to całe czytanie. Po jakimś czasie Aisling zaczęła chodzić z Shinem, i dołączyła do Rycerzy niepokonanej siły. Stoczyła kilka bitew i odkryła, że jej umiejętność w stawaniu się wilkiem, znacznie pomaga w walce z złymi smokami. Pewnego razu Aisling siedziała przed domem wpatrzona w gwiazdy, obok niej siedział shin a dalej Irs wraz z Renem
- Wieczór jest piękny, lecz jest w nim coś niepokojącego- razem z wypowiedzianymi słowami Aisling z daleka zauważyli nadciągające smoki. Zerwali się szybko zebrali drużynę i pokonali ich. Straty były wielkie, lecz dobroć na świecie została przywrócona. Nikt do dziś nie pamięta o tym zdarzeniu. Większość smoków została pojmana i wsadzona do lochu w, którym nie zagrażali nikomu. O bohaterskim wyczynie Aisling i jej przyjaciół nikt do końca nie pamięta. A może smoki jeszcze istnieją. Aisling może właśnie siedzi niedaleko, lecz ty jej nie zauważasz? Ujrzeć możesz ją w samym sobie, a także spotkać się z nią w każdej książce, w której będzie opisana jakaś roślina, zwierze. Choćby wspomniane o jakimkolwiek lesie. Musisz uwierzyć. Spotkać jest ją łatwo, bo każdy las jest pilnowany przez jej strażników. A może Aisling właśnie spogląda ci przez ramię z uśmiechem na twarzy. Uwierz, Przeczytaj. Zawsze możesz sprawdzić czy za rogiem nie kryje się nie odkryta tajemnica, i przygoda, która spotka ciebie, wystarczy uwierzyć. Może magia naprawdę istnieje ?


Opowiadanie by Aisling Astrid Eney
(Wiem, fabuła strasznie słaba, moje najgorsze opowiadanie, ale jest po to abyście zrozumieli mniej więcej nasze postacie )
***
 Na naszym blogu pojawiło się parę nowych stron więc zachęcamy do ich przejrzenia
*** 
Zachęcamy do komentowania i przysyłania waszych prac ^^

Aisling